Dlaczego codziennie jeżdżę rowerem? Bo daje mi niezależność, radość i poczucie swobody? Też. Ale to tylko efekty uboczne. Tak naprawdę liczy się biznes.
Czas to pieniądz. Jak niemal każdy, mam trzy opcje: komunikacja miejska, samochód i rower. Pierwszy przypadek: 10 min tramwajem (według rozkładu). Do tego kilka minut dojścia na przystanek i z przystanku daje już 20 min, a nie liczę i tak, że tramwaj przyjedzie dokładnie w chwili mojego dojścia na przystanek. Druga opcja: samochód – 8 minut bez korków, ale wiemy, jak to we Wrocławiu wygląda. Do tego trzeba znaleźć miejsce parkingowe i przy odrobinie szczęścia nie trzeba będzie daleko chodzić. W sumie 20 minut to optymistyczne założenia. Z rowerem nie mam problemów z oszacowaniem czasu przejazdu – zależnie od pogody (wiatr w plecy :D) i korków jest to zawsze 14-16 minut. Szukanie miejsca parkingowego: 0 minut. Dojście: 0 minut (parking pod samym wejściem do budynku). Na pewno da się na tej trasie wykręcić lepszy czas, ale nie chcę spocić swojej koszuli i ubrudzić eleganckich butów…
Czy muszę wspominać o aspektach czysto finansowych? Większość Czytelników i tak zapewne ma rower lub stację WRM z zasięgu. Jeśli tak, to koszt przesiadki na rower jest zbliżony do zera (może się przyda mały remont zastałego roweru lub przynajmniej rozsądne lampki?). Dla pozostałych: ceny rowerów miejskich w rozsądnym stanie zaczynają się od 200 zł. To na przykład koszt biletu semestralnego (normalny, na 2 linie). Albo miesiąc miejskiej jazdy samochodem (oszczędnej).
Dla mnie wybór jest prosty. A dla Ciebie?